

Dwa miesiące nowego roku za Nami, ale ten czas leci 🙂 W marcu jak w garncu, ale przyznam czekam na wiosnę z wielką niecierpliwością, a to dlatego że chcę już posadzić kwiatki na balkonie, usiąść na moim „balkonowym” krzesełku, pić kawkę czy herbatkę czytając książkę i rozkoszować się wiosennymi, ciepłymi promieniami słońca 🙂 Ale ja tu o wiośnie pitu pitu, a przychodzę z migawkami z lutego 🙂
Tak więc zapraszam 😉
Moja ostatnio faza zachciankowa czyli fryteczki 😀 Ale nie takie wiecie z oleju tylko z piekarnika 😀 Omnomnommmm 😀
Na weekend Mąż zrobił mi niespodziankę i zabrał do Nałęczowa 🙂 Super miejsce, pobyt na 5+, było ekstra 😀 A w związku z tym że alkoholu nie piję to Miodolada Malinowa – pychota 😀
Podczas pobytu taka niespodzianka – auto zamarzło, wyglądało jako jajko 😀 Taka skorupka z zamarzniętego deszczyku 😀
Odwiedziliśmy też Kazimierz gdzie zajadałam się pysznym maślanym kogutem 🙂
Pojechaliśmy sobie też zwiedzić muzeum Czartoryskich w Puławach, z daleka coś tam widziałam, ale wiecie myślałam że to jakieś rzeźby, podchodząc bliżej okazało się że to żywe pawie 🙂
Zimno im było i schroniły się pod daszkiem, centralnie nad wejściem do budynku 🙂
Zimno im było i schroniły się pod daszkiem, centralnie nad wejściem do budynku 🙂
Mój ulubieniec o którym możecie przeczytać kilka postów wcześniej – Kliknij Tutaj
Zima w pełni, a człowiekowi się chce koktajlu owocowego, tak więc oto powstał na szybko z banana, jabłka, gruszki i malinek które dostaliśmy latem o znajomej, chociaż nie wiem czy to od niej czy akurat te które Mąż sam zbierał, ale nie zmienia faktu że pyszne letnie malinki w środku zimy to jest coś, nie jakieś tam sztuczne mrożonki 🙂
Miałam ochotę na jabłecznik, Mąż na ciasto z orzechami, a więc znaleźliśmy przepis idealny czyli orzechowy jabłecznik 🙂
Nie! Nie! Nie! – nie miałam pojęcia, że w smaku będzie jak babcine perfumy :/ Ale spoko, torebki tak pachną, że robią za odświeżacz do szafki z butami 🙂
Od znajomego Męża z pracy dostaliśmy oscypki 🙂 Brakowało tylko żurawinki, ale i tak były bardzo dobre 🙂
Poczta Polska oszalała i znaczek na zwykły list kosztuje teraz 2,60zł. – MASAKRA :/
Mówcie co chcecie, ale Ja nie wierzę w zabobony i inne czary mary. O tym, żeby nie kupować nic przed urodzeniem maleństwa nawet nie chcę słyszeć. Poza tym stwierdziliśmy z Mężem że takie kupowanie rzeczy rozbite w czasie mniej odczujemy w portfelu 🙂 Tak więc kiedy tylko trafiła się okazja nawet się nie zastanawialiśmy i tak oto nowy nabytek meblowy zawitał w mieszkaniu 🙂
Super książka – Camila Lackberg Kamienarz – zakończenie książki zaskakujące 🙂
Żonkile <3 Ogólnie kocham wszystkie kwiaty, ale szkoda że długo nie stoją 🙁 Ale cieszyły oko kilka dni 🙂
Niestety narty w sezonie zimowym odpadły no i rower w sezonie wiosenno – letnim niestety też 🙁 Ubolewam bardzo, ale no czasem trzeba 🙂 Mąż wybrał się na narty, a że nie chciałam siedzieć w domu sama, zapakowałam tyłek do auta i stwierdziłam, że poczytam sobie książkę kiedy on będzie sobie jeździł po stoku 🙂 I tak dwie godzinki na czytaniu, piciu herbatki i zajadaniu się szarlotką, która niestety okazała się mega słodka zleciały bardzo szybko 🙂
Zaproszenie od Streetcom do kampanii konsumenckiej z Activią – czemu nie 🙂
A tutaj niespodzianka czyli kampania TRND Kaszki Smakija 😉
Kurier przyniósł już magnesy na lodówkę i materiały, jeszcze zakup kaszek i będziemy testować 😀
Takie małe prezenty od Yves Rocher – ja nie wiem czy kiedyś uda mi się, aby zmniejszyć moje zapasy kosmetyczne, bo one same jakoś się pojawiają w domu 😉
A na koniec miesiąca mężulek stwierdził że sobie „płonącego drinka zrobi” i mówi do mnie „Chodź, chodź będziesz miała do miesiąca w zdjęciach” 🙂 Tak więc tym oto „płonącym” zdjęciem kończymy luty 😉
Widzimy się w marcu 🙂
Zaciekawiła mnie miodoloa malinowa 😉 Dobre to ? Życzę dużo zdrówka dla Ciebie i maleństwa w brzuszku 😀
Przepyszne!! Myślałam że będzie bardzo słodkie, ale fajne orzeźwiające, była jeszcze o smaku miętowym i pokrzywowym 😉 Jeśli gdzieś zobaczysz w sklepie to polecam, ja piłam jeszcze pokrzywową, ale to nie mój smak, jednak malinowa pyszna 🙂
Dziękuję razem z fasolką ;*
Super zdjęcia jak zawsze 🙂 też absolutnie nie wierzę w zabobony, że nic nie kupować przed urodzeniem dziecka. A później co, kredycik bo jak z bieżących wszystko na raz kupić… łóżeczko, wózek to już w tysiącach a gdzie reszta, wiadomo jest tego ogrom nie ma co …
Dokładnie, kupujemy rzeczy wyprawkowe pomału, na spokojnie, wiesz póki i ja też czuję się dobrze, ogólnie na mój stan nie narzekam 🙂 Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, że ja w szpitalu po urodzeniu dziecka, a Mąż biega po mieście bo nic nie mamy – paranoja 🙂
Narobiłaś mi ochoty na te frytki, poważnie! *-* Jaka fajna niespodzianka!